Samochody osobowe odpowiadają za około 10% emisji CO2 do atmosfery w Europie. UE prowadzi politykę obniżania tej emisji i od 2021 roku znów zostanie obniżona norma do 95 g CO2/km. Cały system liczenia tych norm jest dość skomplikowany ale bardzo uproszczając, chodzi o to aby w całej gamie dostępnych samochodów producenta, średnia emisja nie przekroczyła normy. Z tego też powodu, mamy ostatnio wysyp hybryd i samochodów elektrycznych na naszym rynku. Producenci wprost przyznają, że jest to spowodowane regulacjami a nie realną odpowiedzią na potrzeby rynku. Ostatnio Fiat dogadał się z Teslą i wejdą w spółkę – tylko po to aby Fiat miał w swojej gamie samochody elektryczne. Z tego też powodu zapłaci Tesli niemało pieniędzy. A zapłaci bo według firmy analitycznej Jato Dynamics suma kar, jakie mogą zostać nałożone na europejskich producentów w 2021 roku wyniesie 34 miliardy euro. Analitycy podają, że najwięksi europejscy gracze (w tym PSA) mogą stracić połowę zysków. Unia Europejska będzie nakładała karę 95 euro za każdy gram CO2 ponad narzucone normą 95 g.

Co dziwniejsze, mimo widma wysokich kar, unijna średnia emisja zamiast maleć to wzrasta. W 2018 r. średnia emisja CO2 w nowych samochodach sprzedanych w UE wyniosła 120,5 grama, podczas gdy w roku 2017 było to 118,1 g/km. Powodują to sami klienci którzy wcale nie chcą niskoemisyjnych silników. Coraz częściej wybierają też SUVy które z powodu gabarytów spalają więcej paliwa. Dodatkowo coraz gorzej sprzedają się w Europie diesle które są oszczędniejsze w emisji CO2 od silników benzynowych.

Coraz częściej słychać głosy o zabijaniu europejskiej motoryzacji przez unijnych urzędników. Reszta świata nie ma tak restrykcyjnych wymagań, dlatego jest w stanie produkować tańsze i częściej wybierane przez konsumentów samochody. Kuriozalna wydaje się sytuacja, w której amerykańska firma produkująca auta dostanie od europejskiej firmy górę pieniędzy, tylko dlatego, że zgodzi się na włączenie ich aut do europejskiej sprzedaży.

Wszystkie podatki są przerzucalne na klienta, dlatego na końcu drogi to my w salonie zapłacimy za wszystkie „pomysły”. Ochrona środowiska na pewno ma sens, ale czy metody obrane przez urzędników nie wyleją przypadkiem dziecka z kąpielą?