Komisja Europejska wprowadziła nowe normy emisji spalin dla samochodów osobowych z silnikami benzynowymi. Nowe normy co prawda nie nakazują montażu filtrów GPF w samochodach, ale stowarzyszenie producentów samochodów ACEA już poinformowało, że nie ma innej możliwości i od jesieni 2018 będą one montowane we wszystkich nowych autach.

Co to oznacza dla kierowców?

Koszt nowych aut z silnikami benzynowymi wzrośnie. Sam filtr jest wart od kilku do kilkunastu tys. zł i jego cena będzie wliczona w cenę samochodu. Dodatkowo sam filtr wymaga odpowiedniego użytkowania całego samochodu. W filtrze osadza się część nieczystości powstałych przy spalaniu paliwa. W przypadku przekroczenia danej ilości substancji w filtrze, kierowca zostaje powiadomiony przez komputer pokładowy o przymusie czyszczenia filtra. Polega to przeważnie na kilkunastominutowej jeździe na wyższych obrotach bez zatrzymywania się. Powstała w tym momencie temperatura wypala zebrane w nich cząstki. Po tej czynności filtr jest opróżniony i zbiera cząstki na nowo. A co w przypadku gdy nie wypalimy cząstek w określonym czasie? Filtr ulega zniszczeniu i przeważnie wiąże się to z jego wymianą.

Nie jest też tajemnicą, że Polacy masowo wycinają filtry i pozbywają się problemu. Do tej pory w czasie kontroli sprawności pojazdu, stacje nie miały obowiązku sprawdzania czy dany samochód ma filtr cząstek stałych. Ponad to, nie ma w prawie odpowiednich regulacji zakazujących takiego procederu. Na zachodzie już wprowadzono surowe kary za wycinanie DPF. Istnieje duża szansa, że już niedługo takie regulacje znajdą się w naszym prawie. Tym bardziej, że ostatnie problemy ze smogiem były mocno nagłaśniane. Za jakiś czas, może się okazać, że osoby z wyciętym filtrem będą miały spory problem.

Cała sprawa to pokłosie licznych afer które wyszły w ostatnim czasie w branży motoryzacyjnej. Urzędnicy w Brukseli uzmysłowili sobie, że dotychczasowe normy są martwe bo sposób pomiaru jest bardzo łatwo obejść. I tak naprawdę, to normy emisji się dużo nie zmieniają. Zmieniają się znacząco standardy pomiarów tych emisji i sprawdzania czy mieszczą się w normach. Wydaje się, że koncern PSA przewidział ten ruch i już od dłuższego czasu liczy emisję w czasie”naturalnego” użytkowania a nie tylko w laboratoriach.